O Zero Waste usłyszałam kilka
tygodni temu. Lub raczej dotarło do mojej świadomości to, że musimy wziąć
pełną odpowiedzialność za swoje odpady, gdyż w przeciwnym wypadku, z dnia na dzień
staną się one coraz bardziej palącym problemem. Słynny słoik Bei początkowo
mnie zszokował, a już chwilę później wjechał na ambicję i przystąpiłam do
działania!
Posiłkując się konceptem piramidy odpadów przystąpiłam do analizy zawartości śmietnika. Ponieważ nasza dieta
oparta jest głównie na warzywach, to właśnie ich resztki tam dominują.
Mieszkając w warszawskim bloku, mam świadomość, że odpady te jeżdżą na
niesławne Radiowo i robią tam smród na pół miasta… Zaczęłam więc kombinować,
jakby je przed tym uchronić. Miałam trzy opcje:
- Kompostownik na balkonie – MM nawet nie chciał o tym słyszeć, a i ja nie byłam przekonana na tyle, aby o to walczyć (to chyba lenistwo).
- Kompostownik na osiedlu – administrator lekko zbladł, gdy o to zapytałam. Odpowiedział, że jest pryzma, na którą ogrodnik wyrzuca skoszoną trawę i jesienne liście, i że mogę tam dorzucać zwiędłe kwiaty i ziemię z doniczek. Obierki niestety stanowią zbyt duże ryzyko, bo gryzonie i owady, i kto się będzie potem tłumaczył?
Pozostało więc jeszcze jedno
wyjście, a mianowicie:
- Sąsiedzi z domków jednorodzinnych. MM trochę się skrzywił, że chcę komuś podrzucać śmieci, co nie pomogło mojej odwadze. Jednak po kilku kolejnych dniach potrzeba zabrania naszych ekologicznych obierek z Radiowa urosła na tyle, że zapytałam napotkaną koleżankę… a potem w ciągu dosłownie dwóch maili znalazłam gościnny kompostownik!
I tak od ponad tygodnia co 2-3
dni noszę tam nasze kuchenne odpady i z zadowoleniem obserwuję, jak torebka na
odpady komunalne dosłownie świeci pustkami!
W międzyczasie trafiłam też na
stronę:
Póki co mało jest tych punktów i
jakoś nie wyobrażam sobie zbierania odpadów przez tydzień i jeżdżenia przez pół
miasta… Tym bardziej doceniam moich Sąsiadów i zamierzam zaangażować się w ideę
sąsiedzkich kompostowników. Wymyśliłam nawet nazwę: Przygarnij Blokersa 😊
Jeszcze będzie o tym głośno!
Dlaczego twierdzę, że to już piąty
krok naszej rodziny ku Zero Waste? Otóż przeglądając fora i obserwując zmagania
innych osób, stwierdziłam, że wcześniej zrobiliśmy kilka kroków pt.
Zdroworozsądkowy Wybór. Oto one:
- Unikanie brania toreb foliowych ze sklepów, które następnie przerodziło się w konsekwentne noszenie na zakupy foliówek, które sobie tylko znanymi sposobami znalazły się w naszym domu. Kiedy one się skończą, przejdę na torby materiałowe.
- Wielorazowe wkładki laktacyjne (jednorazowych zużyłam kilka, z opakowania, które oddała mi koleżanka) i pieluchy wielorazowe (gdy Kruszyna miała 2 miesiące i dorosła do rozmiaru OS)
- Kupowanie produktów sypkich na wagę i chodzenie po nie z własnymi pudełkami i słoikami. Unikanie opakowanych warzyw (ktoś mi wyjaśni, po co pakują w folie pory? I dlaczego wszystkie bio-produkty w marketach są w folii??)
- Ukłon w kierunku minimalizmu i odpowiedzialne zakupy. Nagle okazało się, że w ciągu całego roku kupiłam tylko jedną sukienkę i jedną spódnicę… i nadal mam się w co ubrać!
I teraz piąty krok –
kompostownik, który pomógł mi „okiełznać” odpady komunalne.
To oczywiście nie koniec. Czym
zamierzam zająć się w najbliższej przyszłości? Mój największy kłopot siedzi
obecnie w tym drugim koszu (a nawet się z niego czasami wysypuje). Chodzi oczywiście o plastik, który z jednej strony
nadaje się do recyklingu, ale ma to swoje ograniczenia. Wobec niepojących doniesień
o skali eksportu do Chin, a teraz dodatkowo jego blokady, to właśnie niepokoi
mnie najbardziej…
A co robią Wasze odpady kuchenne?
Mam to szczęści,e że mieszkam w domu z ogródkiem i kompostownik to oczywista oczywistość. Ale dobrze że nie zdecydowaliście się na rozwiązanie z balkonem, bo w lecie byście umarli a) z powodu zapachu, b) z powodu os. Wystarczy w lecie wyrzucić obierki z jabłek (już nie mówię o słodszych odpadach), a już tego pełno.
OdpowiedzUsuńoj, też się tego obawiałam... Zresztą nawet gdybym zrobiła ten kompost, to w doniczkach bym go nie pomieściła ;)
Usuń