Jedzenie bez cierpienia

Analizując wpływ codziennych wyborów na środowisko stale trafiam na złe wieści dotyczące jedzenia. Przede wszystkim, że dużo go się marnuje. Po drugie, że wiele produktów jest wprost skąpanych w środkach chemicznych i/lub hormonach i/lub antybiotykach. I po trzecie, że przy produkcji żywności ogromnie cierpią ludzie i zwierzęta.
Nie mogę się z tym pogodzić, o czym pisałam już tutaj.
Długo nosiłam się z zamiarem spisania wiedzy, którą zebrałam. I powiedzenia, co tak naprawdę możemy jeść, aby nasz wpływ na środowisko i ludzkie społeczności był jak najmniejszy.


Jedzenie bez cierpienia etyczne produkty

Gotowi na wielką tajemnicę?
.
.
.
.
.
Uwaga!
.
.
.
Najlepiej jest jeść to, co lokalne i sezonowe.
Koniec tajemnicy.

Jeśli wiemy, jak wygląda uprawa czy hodowla i zgadzamy się na to, to znaczy, że nasz wybór jest odpowiedzialny i przemyślany.
Jeśli do tego znamy rolnika, który dostarcza daną żywność i możemy z nim pogadać o sposobie uprawy, to już w ogóle cudownie.

Poza tym gwarancje mogą dawać niektóre certyfikaty "Bio", "eko", ale niestety są różne sposoby certyfikacji i nie wszystkie są wiarygodne.

Cała reszta jest obarczona dużym ryzykiem, że ktoś ucierpiał abyśmy my mogli jeść. Przygotowałam listę produktów, które przynoszą szczególne szkody produkującym je ludziom, a także środowisku.
(kolejność przypadkowa)


Awokado

Zaskoczeni? Przecież to taki zdrowy owoc, itp, itd.
Nie umniejszając zdrowotności, awokado ma dwie potężne wady: wymaga ogromnych ilości wody do uprawy (pisze się nawet o 1000 litrach na 1 owoc), a prawo popytu i podaży bezlitośnie odbija się na społecznościach i lasach Ameryki Południowej. Lasy tropikalne są wypierane przez plantacje, a zamieszkujący je niezależni zbieracze i rolnicy stają się niewolnikami...
O tym, że olej palmowy jest "be" pewnie wszyscy słyszeliście? Nie chodzi tutaj bynajmniej o właściwości dla zdrowia, ale o zajmowanie bezcennych przyrodniczo terenów pod uprawy. Z powodu awokado nie giną co prawda orangutany. Ginie za to wiele innych, być może nie tak medialnych, gatunków.
Ślad węglowy awokado też jest duży, ze względu na transport i trudności z przechowywaniem. Gwałtowny wzrost popytu jest wodą na młyn lokalnych grup wpływu (czyt.: mafii), które nie cofają się przed niczym, aby dogodzić zamorskim podniebieniom. I oczywiście nieźle na tym zarobić.
Ostro o wpływie awokado na środowisko piszą tutaj.

A te wszystkie cudowne tłuszcze, i parę innych zalet ma nasze swojskie siemię lniane, które niniejszym serdecznie polecam!

Nerkowce

Uwielbiam.
I od kilku miesięcy nie jem.
Dokładniej od momentu, gdy dowiedziałam się, że zbieranie i obróbka nerkowców okupiona jest wielkim cierpieniem azjatyckich kobiet i dzieci. Aby wydobyć orzech, należy pozbyć się łupiny i otaczającego go silnie żrącego kwasu. Produkcja odbywa się ręcznie, bez odpowiednich środków ochrony osobistej i za psie pieniądze. Powoduje często silne poparzenia skóry i alergie. Nosi znamiona pracy niewolniczej, bo wiele osób jest do niej przymuszanych.
Zbiór i obróbka nerkowców są uważane za jedną z najgorszych prac świata.

więcej o nerkowcach i tutaj po angielsku


Czekolada

To była dla mnie wiedza bardzo trudna do przełknięcia. Nie tylko uwielbiam czekoladę, ale byłam związana zawodowo z jej produkcją... Cóż, trzeba spojrzeć w oczy smutnej prawdzie, że na plantacjach kakaowca pracuje bardzo wiele dzieci. Pracują ponad siły, za mniej niż dolara dziennie. Dzieje się to kosztem ich nauki, zdrowia i godności.
Certyfikat FairTrade opiera się na audytowej metodzie próbkowania. Czyli wiele rzeczy jest sprawdzanych, ale nie wszystkie i nie wszędzie. Z pewnością taka czekolada jest mniej "krwawa" niż ta, która jej nie posiada... Innym rozwiązaniem jest podejście Tony's Chocolonely. Firma ta podaje się za 100% wolną od niewolniczej pracy. Osiągnęli to wdrażając daleko idącą i współpracę z farmerami. Wspierają ich bezpośrednio w eliminowaniu przyczyn pracy dzieci. Są na tyle skuteczni, że zaczynają się na nich wzorować czekoladowi giganci. Oby jak najszybciej i jak najskuteczniej!

Moja opinia na temat czekolady jest następująca: jest to produkt wymagający drogiego surowca, produkowanego tylko w kilku krajach na świecie. Podlega on następnie wielu skomplikowanym procesom produkcyjnym. Jest pyszny, a przy tym kaloryczny i ma właściwości uzależniające...
...zatem traktuję czekoladę i kakao jako produkt "odświętny", jedzony rzadko i z ważnych okazji.
Ten sposób myślenia pozwala mi oprzeć się pokusie kupienia tabliczki za 3 zł.
To po prostu nie może tyle kosztować, jeśli wszyscy zaangażowani w cykl życia produktu ludzie mają wyjść z tego z godnością...

Tutaj nieco więcej o zmianach w uprawie czekolady w ostatnich latach.


Mięso

I to jest naprawdę drażliwy temat!
Myślę, że wielkim sukcesem przemysłu mięsnego (i nabiałowego) jest oderwanie pojęć "mięsa" i "nabiału" od "świnia", "kura", "krowa"... Gdyby się jednak głębiej nad tym zastanowić, to nikt nie ma wątpliwości, że zwierzęta na naszych talerzach są całkowicie martwe. Aha, czyli była śmierć. A co przed nią? Parę tygodni lub miesięcy życia w zatłoczonej klatce lub betonowym chlewie, bez dostępu do światła dziennego.
Szczerze? Zdążyłam wyprzeć z wyobraźni i pamięci wszystko, co przeczytałam na ten temat. Nie było tego dużo, ale wystarczyło, żeby mnie przekonać, że los zwierząt, również tych "mlecznych" i "jajecznych" jest koszmarny od narodzin aż do śmierci. Nawet nie sam fakt umierania i bycia zjedzonym, ale to marne, uprzedmiotowione życie pełne cierpienia...

Uważam, że jedzenie mięsa i nabiału jest przywilejem człowieka. Hodowanie i zabijanie zwierząt w tym celu samo w sobie nie jest etycznie złe. Jadam mięso, gdy mogę upewnić się, że zwierzę żyło spokojnym życiem koło wiejskiego domu.
Natomiast wielkoskalowa hodowla, w której zwierzę (istotę czującą!!) sprowadza się do rangi przedmiotu jest moim zdaniem zła i niegodna człowieka. Staram się zmniejszyć popyt na takie cierpienie, rezygnując z masowego mięsa i nabiału

Są też oczywiście przesłanki ekologiczne, spośród których najmocniejsza dla mnie jest kwestia wydajności produkcji kosztem... wszystkiego innego.

Jeszcze dygresja biblijna: Jezus mówi o sobie, że jest dobrym pasterzem. Pasterzem. Nie hodowcą. Ani tym bardziej producentem.

Produkty z hiszpańskich szklarni

Europejskie "morze plastiku" znajduje się na lądzie. Dokładniej: na południu Hiszpanii, w regionie Almerii. Skąd nazwa? Ponad 30 tys. ha przykrytych folią szklarni widać z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Ta skala robi wrażenie, nieprawdaż? Jest ona potrzebna, aby zaspokoić zimowe apetyty wszystkich Europejczyków na pomidory i truskawki...
Aby cena była akceptowalna, bezwzględnie wykorzystywana jest tam lokalizacja. Tak się składa, że region ten znajduje się bardzo blisko biednego Maroko, a także szlaków migracyjnych "dostarczających" uciekających przed wojną imigrantów. Ludzie ci pracują w środowisku nasyconym pestycydami i herbicydami, nawet po 14 godzin na dobę, w temperaturze dochodzącej do 45 stopni Celsjusza. Bez środków ochrony osobistej, bez możliwości wyegzekwowania jakichkolwiek  praw. Nawet jeśli je znają, to bunt nie ma sensu - pojawi się wielu innych gotowych pracować, aby tylko przetrwać. Mieszkają w slumsach skleconych z byle czego między szklarniami, bo wynagrodzenie ledwo zaspokaja podstawowe potrzeby. O podwyżkach nie ma mowy, bo klient chce przez okrągły rok, klient chce idealny kształt i kolor i klient chce TANIO.
Szacuje się, że może to być nawet 80 - 100 tysięcy osób! I nie mówcie mi, że lepsza taka praca niż życie w kraju ogarniętym wojną. Nawet jeśli jedyne co mogę zrobić to zmniejszyć popyt na tę produkcję... to chcę to zrobić.

Więcej o "the sea of plastic"


Co możemy z tym zrobić...?

Często myślę o tym, że wskaźnikiem bogactwa społeczeństwa jest % wydatków na jedzenie w budżecie rodziny. Im jest on większy, tym biedniejszy kraj. Wiele opisanych powyżej produktów jest zbyt tanich i dlatego osoby na początku procesu produkcyjnego nie zarabiają należycie. Może gdyby ceny uwzględniały godne traktowanie pracowników, szczególnie tych poza Europą, kupowalibyśmy mniej? Albo rozsądniej? Bardziej uważali, aby nic się nie marnowało...?

Nie mogę oprzeć się myśli, że to nasze niepohamowane apetyty są jedną z przyczyn opłakanej (czy wystarczająco??) sytuacji wielu ludzi i zwierząt. Koncerny tylko wykorzystują starą jak świat zasadę popytu i podaży.

My

Jesteśmy w trakcie kształtowania "strategii żywnościowej" w naszej rodzinie.
Chcielibyśmy nie tylko stale zmniejszać nasz ślad węglowy i wodny, ale też nie generować popytu na pracę pełną cierpienia. Powyżej lista produktów, z których (nie bez trudu!) stopniowo rezygnujemy. Stale rozwijamy swoją świadomość i jesteśmy otwarci na wiedzę... I mamy nadzieję, że nie będziemy zmuszeni uprawiać całej swojej żywności własnoręcznie ;))

Chętnie poczytam Wasze opinie!


Ciekawy artykuł?
Dołącz na Facebooku i nie przegap kolejnych!

Komentarze