Moim ulubionym
jesiennym owocem i jednocześnie jedynym, z którego osobiście robię przetwory
jest pigwa. Właściwie, to nie pigwa, a pigwowiec (Chaenomeles Lindl), gdyż
rośnie na krzewach, a nie na drzewach, wiosną kwitnie na koralowo, a nie na
biało, ma mnóstwo pysznego soku, no i nie jest włochaty… W przeciwieństwie do
pigwy pospolitej (Cydonia oblonga Mill.).
Owoce pigwowca
obfitują w witaminę C i czasami nawet nazywa się je „polską cytryną”, bo te
urocze krzewy chętnie rosną w naszym klimacie (też w przeciwieństwie do pigwy
właściwej, bardzo wrażliwej na przymrozki). Niestety na surowo są praktycznie
niejadalne, co najwyżej można wrzucić ich kawałki do herbaty. Ale za to
przetwory… Niebo w gębie 😊
Mam szczęście
mieszkać w okolicy gęsto obsadzonej krzewami pigwowca. O ich gotowości do
zbioru informuje mnie zwykle węch, bo dojrzałe owoce pięknie pachną. Niestety pigwowce
mają poważną wadę w postaci ostrych kolców, jednak późniejsze rozkosze podniebienia
i wsparcie dla odporności zasługują ofiary w postaci rąk jak po inwazji stada
kociąt.
Dodatkowy urok
owoców pigwowca polega na tym, że można je wykorzystać praktycznie w całości,
są więc szczególnie miłe mojemu „zeroodpadowemu” sercu. Jesteście ciekawi, co z
nimi robię? Ależ proszę, oto mój pierwszy w historii wpis kulinarny!
Po pierwsze – sok
Owoce
dokładnie myję, kroję na ćwiartki i wykrajam gniazda nasienne. Nigdy –
przenigdy nie obieram ich ze skóry. Szczerze mówiąc nawet nie przyszłoby mi do
głowy, że ktoś mógłby to robić, ale takie zalecenie napotkałam ostatnio w
książce „Gotuję nie marnuję” Sylwii Majcher i natychmiast podjęłam polemikę z
autorką. Po pierwsze dlatego, że uważam to za tortury, bo owoce są twarde i
zwykle małe, a po drugie – bo uważam to właśnie za marnotrawstwo. Oczyszczone z
gniazd nasiennych owoce kroję na mniejsze plasterki i zasypuję cukrem, mniej
więcej w stosunku 1:1, lub mniej, jeśli zamierzam sok przechowywać krócej i w
lodówce. Po kilku godzinach, najlepiej na słońcu, owoce puszczają sok i można
go zlewać do czystych, wyparzonych słoików. Nie chcąc utracić witaminy C, nie
pasteryzuję go, chociaż zawsze wiąże się to z ryzykiem szybszego zepsucia.
Jednak u nas jest ono niewielkie, bo soku rzadko kiedy wystarcza do kolejnych
zbiorów.
Po drugie – dżem
Po zlaniu soku
zostaje suchy miąższ i skórka - której przecież nie chcemy wyrzucać 😊Aby
przerobić to na pyszny dżem wystarczy ugotować kompot z jabłek (około kilogram
jabłek na kilogram pozostałości po produkcji soku), dodać do pigwowych resztek
najpierw płyn, a potem stopniowo ugotowane jabłka. Gotujemy i dodajemy do smaku
ulubione korzenne przyprawy i ewentualnie cukier. Można dłużej dusić, albo
zblendować wszystko na gładki mus i… hop do słoika! Zajadamy i przepadamy 😊
Po trzecie – nalewka
Mam nadzieję,
że nie wyrzuciliście gniazd nasiennych? To świetnie, bo teraz wystarczy wybrać
z nich pestki i zrobić pyszną nalewkę o migdałowym aromacie. Dobrze jest unikać
tych uszkodzonych lub rozkrojonych, bo ponoć uwalniają ze swego wnętrza kwas
pruski. Ja co prawda nie jestem amatorką nalewek, ale bez problemu znalazłam
osobę, która z radością przyjęła paczuszkę pestek do dalszej obróbki.
Inspirację możecie znaleźć na przykład tutaj. Wartą zachodu
ilość pestek uzyskuje się po przerobieniu już ok 3-4 kg owoców pigwowca.
I oto z
niepozornych owoców, porastających osiedlowe klomby wyczarowaliśmy 3 pyszne
specyfiki, które na pewno będą ozdobą domowej spiżarni. Co przyjemne, jedynym
odpadem z tego procesu są gniazda nasienne (bez zawartości) i ewentualne
zepsute lub robaczywe fragmenty. Lepsze są pod tym względem chyba tylko maliny 😉
Smacznego!
A może macie
swoje sposoby na wykorzystanie tych ozdabiających jesienne blokowiska owoców? Chętnie
poczytam!
Uwielbiam pigwę pod każdą postacią! Ostatnio odkryłam nową herbatę z Big Active, właśnie z dodatkiem pigwy https://big-active.pl/produkty/herbata-zielona-z-owocem-pigwy-100g Jest fenomenalna, idealnie pasuje na każdą porę dnia.
OdpowiedzUsuńPo zasypaniu pigwy cukrem czekam trzy dni, nie więcej bo może zacząć fermentować. Zlany sok przelewam do małych słoiczków i pasteryzuję. Może jest jakaś strata wartości odżywczych ale tych słoiczków robię około 60 więc jest problem w trzymaniu ich w lodówce. Od siedmiu lat robię sok z pigwy i nie pamiętam kiedy ostatni raz byłem przeziębiony.
OdpowiedzUsuńA ja jeszcze z pestek robię pyszną nalewke pestkówkę (takie moje Amaretto) oraz nawlekam pestki na nitkę i mam oryginalne korale. Czyli wszystko wykorzystane 😄
OdpowiedzUsuń