O zaletach karmienia piersią
napisano już wiele. Kluczową motywacją jest oczywiście zdrowie (dziecka i
mamy), więź i prostota. Do listy korzyści chciałabym dorzucić jeszcze element
ochrony środowiska.
Intuicyjnie czujemy, że mały
człowiek, jako ssak, w pierwszych miesiącach życia potrzebuje przede wszystkim
swojej mamy. Naukowcy zachwycając się właściwościami kobiecego mleka
podkreślają, że jest ono żywe i idealnie dostosowuje się do potrzeb dziecka.
Cudowności tego pokarmu doświadczyłam na własnej skórze, gdy będąc na upalnej
Sycylii z roczną Kruszyną zachorowaliśmy na grypę jelitową. Mała przez 4 dni
żywiła się wyłącznie moim mlekiem, z czego przez 2 ostatnie dni ja również
byłam chora i żywiłam się wyłącznie wodą… do tego upał blisko 40°C w dzień i
ponad 25°C nocą. Zaniepokojeni pojechaliśmy nawet do szpitala, ale lekarz
stwierdził, że Kruszyna nie jest odwodniona. Gdy powiedziałam, że nadal karmię
ją piersią, zawołał „latte di Mamma! Molto bene!”. Wtedy poczułam się naprawdę
spokojna 😊
Zdaję sobie sprawę, że bywają
sytuacje, kiedy karmienie piersią nie dochodzi do skutku, albo szybko i
gwałtownie się kończy. Bardzo współczuję wszystkim Mamom, które nie karmiły,
mimo takiego pragnienia. Podkreślam jednak, że jest wiele powodów, aby ze
wszystkich sił walczyć o naturalne karmienie, zwłaszcza w jego początkach.
 |
zużycie energii do produkcji i przygotowania
zużycie wody i produkcja odpadów bez uwzględnienia produkcji
% rocznego zapotrzebowania trzyosobowej rodziny
|
A co na to środowisko?
Karmienie piersią jest doskonale
bezodpadowe, bo nawet mleczne kupki ślicznie rozpuszczają się w wodzie i nie ma
potrzeby spłukiwania ich przed praniem wielorazowej pieluszki 😉
Jedyny koszt wytworzenia kobiecego mleka, to jakieś 500 kcal i trochę wody,
zgodnie z pragnieniem Mamy.
Alternatywą jest szeroko
reklamowane mleko modyfikowane. Jak ono powstaje?
Krowy
dają mnóstwo mleka, przy okazji emitując mnóstwo metanu, który jest gazem
cieplarnianym.
Mleko
jest pasteryzowane, aby bezpiecznie przetransportować je do fabryki.
Zakładając, że mleko to głównie woda, a pasteryzację prowadzimy od temperatury 7°C
do temperatury 74° to na każdy litr
mleka potrzebujemy 78 Wh. Czyli mniej więcej tyle, ile zużywała stara
nieekologiczna żarówka 75W świecąc przez godzinę.
Mleko
jedzie cysterną do fabryki. Ilość zużytej energii zależy od odległości i
sposobu jazdy kierowcy, jest więc trudne do oszacowania 😉
Jest
poddawane procesom, w których dramatycznie zmienia swój skład i konsystencję,
tak aby być potem łatwe w pakowaniu i przygotowywaniu, no i oczywiście zawierać
określone składniki odżywcze. Najbardziej energochłonny proces to odparowanie.
Jest ono prowadzone w różnych urządzeniach i warunkach, również próżniowych,
jednak należy przyjąć, że minimalna teoretyczna ilość energii w tym procesie wynosi
161 Wh. Założyłam tutaj, że mleko składa się w 85% z wody, którą trzeba
odparować i było przechowywane w temperaturze 7°.
Wracając do
naszej żarówki, to mogłaby świecić przez kolejne 2,5 godziny, a uzyskaliśmy
dopiero około 150 g surowca! Zakładając, że frakcje mleka stanowią 75% składu
mleka modyfikowanego (producenci nie publikują takich informacji, więc mogę się
tylko domyślać), to do uzyskania 800 g w opakowaniu potrzebujemy około 4 litrów
mleka i zużyć na jego przetworzenie 1 kWh! Znacznie trudniej oszacować energię
potrzebną na pozostałe procesy produkcji (przygotowanie pozostałych składników,
mieszanie, pakowanie). Myślę, że przy uwzględnieniu sprawności urządzeń może to
być dwu- lub trzykrotność, co daje nam nawet 3 kWh na wyprodukowanie ilości,
która wystarczy dziecku na tydzień… Czyli przez pierwszy rok życia dziecka
karmionego mlekiem modyfikowanym należy zużyć na jego produkcję 150 kWh
energii!
Przebadane
i odpowiednio zapakowane mleko rusza w podróż z fabryki do magazynów, następnie
do sklepów i wreszcie trafia do swoich klientów.
Mleko
przygotowuje się z gotowanej przez co najmniej 5 minut wody. Do tego procesu
potrzeba 132 Wh na każdy litr wody, przy założeniu sprawności czajnika 0,7.
Powiedzmy, że wystarczy to na dzienną porcję MM. Wtedy w pierwszym roku na
dodatkowy wrzątek do samego przygotowania zużyjemy w naszym domu 48 kWh, a
nieekologiczna 100-watowa żarówka świeci przez blisko 1,5 godziny codziennie… To
wszystko przy założeniu, że wodę gotujemy raz lub dwa razy dziennie i
przechowujemy w termosie. Gdybyśmy używali czajnika elektrycznego i za każdym
razem gotowali minimalną „zdrową” dla urządzenia ilość 0,5 l, to kosztuje nas
to aż 194 kWh rocznie!
Tyle o pochodzeniu i podróży
mleka modyfikowanego… Pamiętajmy dodatkowo, że do karmienia takim mlekiem
niezbędne są butelki, które z kolei trzeba wyprodukować, przewieźć i wyparzać
wrzątkiem wielokrotnie w ciągu dnia. Jeśli przyjmiemy, że do wygotowania
butelek potrzeba codziennie 3l wody, daje to kolejne 145 kWh rocznie.
W sumie można oszacować, że
karmienie dziecka przez pierwszy rok życia mlekiem modyfikowanym, zamiast mleka
mamy, pochłania od 340 do 490 kWh, co stanowi 2 do 2,8% rocznego zużycia trzyosobowej
rodziny. Zauważmy, że istotny wpływ na to zużycie ma sposób i częstotliwość
gotowania wody w naszym domu i daje aż 40% różnicy.
Trudno mi szacować, ile wody
potrzeba do wyprodukowania mleka w fabryce. W domu jednak mogę założyć, że
będzie to ok 5 litrów dziennie: litr do samego mleka, 3 litry do gotowania
butelek i litr do ich wcześniejszego mycia. Rocznie uzbiera nam się tego 1,8 m3,
co stanowi 1,2% zużycia dla trzyosobowej rodziny.
(Edit. sierpień 2020)
A wiecie ile wody potrzeba, aby wyprodukować litr zwykłego mleka? 1000 litrów! Mówimy tu o całkowitym śladzie wodnym, czyli ilości potrzebnej dla krowy, higieny i produkcji.
W porównaniu w tym, dodatkowa ilość wpijana przez karmiącą mamę jest naprawdę znikoma. Karmienie piersią jest w ten sposób remedium na suszę!
I ostatnia sprawa. Mleko
modyfikowane musi być odpowiednio opakowane. W najlepszym wypadku jest w łatwych
do recyklingu kartoniku i aluminiowej saszetce, a w znacznie gorszym - w
wielomateriałowej puszce, której recykling jest utrudniony lub nawet
niemożliwy. Wybrałam się do najbliższego marketu, aby sprawdzić, ile ważą
opakowania. Najgorzej wypadają puszki, bo jedna waży średnio 191 g, podczas gdy
ta sama masa mleka w kartoniku ma na sobie 140 g opakowania. Rocznie daje to
odpowiednio 15 i 11 kg odpadów i może stanowić od 0,7 do 1% wszystkich śmieci w
naszej rodzinie.
Nie wiem czemu, ale większość
artykułów o mleku modyfikowanym zaczyna się od tego, że każde dziecko,
wcześniej lub później MUSI je pić. Otóż oświadczam wszem i wobec, że nie każde
– bo moje na przykład nie! Odkąd skończyła rok, powoli wprowadzam jej przetwory
mleczne i zwykłe mleko krowie w niewielkich ilościach, jednocześnie nadal
karmiąc piersią.
Zachęcam więc do potraktowania
mleka modyfikowanego jako pomocy w ostateczności, im później, tym lepiej. U
dzieci powyżej roku, które nie piją już matczynego mleka warto rozważyć zwykłe
przetwory mleka krowiego, a nie wysoko przetworzone mleko w proszku. I nie, nie
każde dziecko musi mieć butelkę, przy odrobinie dobrych chęci dość szybko można
nauczyć picia z bidonu lub kubka.
Jeszcze słówko o alergiach, na
które rzekomo mleko modyfikowane jest lekiem. Po ukończeniu 5 miesięcy życia,
będąc jeszcze wyłącznie na moim mleku, Kruszyna dostała okropnej wysypki, a po
tygodniu zaczęła się drapać do krwi. Natychmiast odstawiłam nabiał, gluten i
parę innych składników, i powędrowałam do alergologa. Lekarka wzięła mnie na
jeszcze ostrzejszą dietę, a gdy po 3 tygodniach nie było poprawy, kazała
przejść na „lecznicze” mleko modyfikowane. Wtedy zmieniłam lekarza 😉
okazało się, że po kolejnym miesiącu mojej diety i delikatnej pielęgnacji skóry
objawy zaczęły ustępować. Tuż przed ukończeniem roczku byliśmy z Kruszyną na
Sycylii i obie zajadałyśmy się tamtejszymi serami, makaronami, pizzą i
pomidorami. Po mojej diecie początkowo widziałam w tym tylko „gluten!”, „białko
mleka krowiego!” i „złowrogie warzywa psiankowate” i z ogromnym zdziwieniem
notowałam… brak alergii. Ten stan szczęśliwie utrzymuje się po dziś dzień i
uważam, że moje mleko nigdy nie było dla dziecka zagrożeniem. Epizod alergii
pokazał mi, że muszę lepiej zadbać o Kruszynę i stopniowo wprowadzić ją w świat
alergenów, a moje mleko jest dla niej najlepszym poligonem i jednocześnie
osłoną w tym trudnym procesie.
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem sam karmienie dziecka jest bardzo ważne i muszę przyznać, że ja jestem zadowolona, że tak robiłam. Czytałam również wiele i bardzo mi spodobał się artykuł https://whisbear.com/pl/blog/7-pytan-ktore-zadaje-sobie-kazda-mama-karmiaca-piersia/ gdzie podano bardzo istotne kwestie odnośnie karmienia piersią.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie to zostało opisane.
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten artykuł!
OdpowiedzUsuńWkładki laktacyjne są dostępne w wielu wariantach, zarówno jednorazowych, jak i wielokrotnego użytku. Ich odpowiedni dobór pozwala na zachowanie higieny i komfortu podczas karmienia piersią, a także ochronę bielizny i odzieży przed zabrudzeniami.
OdpowiedzUsuńPodgrzewacze do butelek są niezbędnym urządzeniem dla każdego rodzica. Umożliwiają szybkie i równomierne podgrzewanie mleka oraz pokarmów, co zapewnia wygodę i oszczędność czasu. Dzięki nowoczesnym technologiom, podgrzewacze te są łatwe w obsłudze i gwarantują precyzyjne kontrolowanie temperatury. Używając podgrzewaczy, można uniknąć przegrzania pokarmu, co jest kluczowe dla zachowania jego wartości odżywczych. Kompaktowe i przenośne, idealnie sprawdzają się zarówno w domu, jak i w podróży, zapewniając stały dostęp do ciepłego mleka dla dziecka.
OdpowiedzUsuń