Muszę Wam się do czegoś przyznać.
Dużo piszę o dzieciach i odpadach, bo uważam to za szalenie ważne i warte uwagi
sprawy. Jednak spośród wszystkich zagadnień związanych z ochroną środowiska
najbardziej kręcą mnie… ścieki. Jest dla mnie naprawdę fascynujące, w jaki
sposób możemy wykorzystywać naturalną skłonność przyrody do samooczyszczania i powrotu
do równowagi. Lubię ten dreszczyk emocji, czy pracujące dla nas bakterie są w
dobrej kondycji i czy prawidłowo rozpoznaliśmy ich potrzeby dla optymalnej wydajności…
Dzisiaj chciałabym zabrać Was w
podróż na prawdopodobnie najpiękniejszą oczyszczalnię ścieków na świecie.
W Tajlandii, w obrębie Morza
Andamańskiego leży bajeczna wyspa Koh Phi Phi. Wiecie, idealnie błękitne morze,
biały piasek, palmy kokosowe… Nie bez powodu MM wybrał to miejsce na oświadczyny
i nie przypadkiem został przyjęty 😉
Przechadzając się jednym z
deptaków poczułam znajomy zapach. Coś w rodzaju mydlin, ale już nie takie
czyste. Wiedziona węchem skręciłam natychmiast do rozciągającego się wzdłuż
drogi ogrodu. I zobaczyłam piękne kwiaty. A chwilę później pianę. I kanały rozprowadzające
ścieki.
O przydomowych oczyszczalniach,
wyposażonych w zbiorniki i dreny rozprowadzające ścieki w gruncie zapewne słyszeliście.
Jest do dobry sposób na wykorzystanie procesów zachodzących naturalnie w
glebie, świetnie działający w małej skali. Alternatywą dla takiego systemu są
tzw. oczyszczalnie hydrofitowe (po angielsku: constructed wetlands, czyli „zbudowane
bagna”). W ich działaniu polegamy nie tylko na właściwościach filtracyjnych
gleby i żyjących w niej mikroorganizmach. Istotnym elementem są rośliny, które
wiążą obecny w ściekach azot i fosfor, jednocześnie zdobiąc otoczenie. Na Koh
Phi Phi dominowały bujne kwiaty: kanna i heliconia, co powodowało uczucie
przebywania w zaczarowanym ogrodzie.
Dowiedziałam się później,
dlaczego zdecydowano się na budowę takiej oczyszczalni w samym centrum wyspy. Wynikało
to z różnych braków: miejsca, energii, wody pitnej, pieniędzy na obsługę i
wykwalifikowanej kadry operatorskiej. Po tsunami, które poważnie naruszyło całą
infrastrukturę wyspy w 2004 roku, rząd Holandii zaoferował przeprowadzenie
odnowy systemu kanalizacji. Ze względu na wymienione wcześniej braki, a także
duże natężenie ruchu turystycznego (1,2 mln turystów rocznie) i oczekiwania
przyjezdnych było to projekt bardzo trudny. I okazało się, że najlepsze
rozwiązanie jest najbliższe naturze, bo:
- nie pochłania energii, która na
Koh Phi Phi pochodzi głównie z generatorów na paliwo ciekłe,
- koszty eksploatacyjne są
minimalne,
- nie wymaga wykwalifikowanych
pracowników,
- nie szpeci krajobrazu widokiem
zbiorników i wiat,
- działa.
Dodatkowo projektanci nadali liczącemu
sobie 6000 m2 obiektowi niezwykły kształt motyla siedzącego na
kwiatku. Nawiązuje to do kształtu wyspy, a także ma oznaczać odrodzenie
przyrody i społeczności po tsunami. W trakcie uruchomienia pojawiły się pewne
problemy, związane głównie z brakiem systemu podczyszczania ścieków. Niestety
nie wszyscy właściciele restauracji zgodzili się na instalację separatorów
tłuszczy, co powodowało zarastanie sieci kanalizacyjnej i nadmierne obciążenie systemu oczyszczania. Stąd
zapewne ten zapach, który mnie „zaprosił” do odwiedzenia tego niezwykłego
obiektu. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że ostatecznie uporano się z tym
problemem już po naszym wyjeździe.
Szczegółowych informacji o tej oczyszczalni dostarczają dokumenty tu i tu. Są tam też zdjęcia z lotu ptaka, np.:
Oczyszczalnie hydrofitowe nie są
popularne w Polsce z kilku powodów. Po pierwsze, temperatura. Procesy
oczyszczania, zwłaszcza usuwania azotu, słabo przebiegają poniżej 12°C. Po
drugie, miejsce. Literatura podaje, że na oczyszczenie ścieków wyprodukowanej
przez jedną osobę (ok.150 litrów dziennie) potrzeba 3 – 5 m2. Im chłodniejszy
klimat, tym mniejsza sprawność i w polskich warunkach byłoby to już 2 – 3 razy
więcej, czyli nawet 15 m2 na osobę. I po trzecie, mentalność. Wydaje
mi się, że jako społeczeństwo nadal nie dorośliśmy do wzięcia
odpowiedzialności, za „produkty uboczne” naszego życia i konsumpcji. Dotyczy to
zarówno ścieków, jak i odpadów stałych. Wolimy spuścić, wywieźć, zakopać. Co z
oczu, to z serca.
I na koniec – apel
Już nigdy więcej nie pojadę na
Koh Phi Phi. Bardzo mi się tam podobało i mam mnóstwo pozytywnych wspomnień.
Jednak po tym, czego się dowiedziałam, nie chcę być obciążeniem tamtejszego
ekosystemu. Dwa razy zastanowię się też, zanim spędzę kilka dni na
jakiejkolwiek innej, niewielkiej i malowniczej wyspie, zwłaszcza w porze
gorącej.
Coraz więcej tropikalnych rejonów
doświadcza poważnego niedoboru wody pitnej. Dotyczy to szczególnie niewielkich
wysp, bo mimo że zewsząd otacza je woda – tej słodkiej brakuje. Rzeki i jeziora
zwykle nie są zbyt zasobne, technologie pozyskiwania wody morskiej – kosztowne i
energochłonne. Pozostaje woda gruntowa. Tutaj jednak społeczności muszą być
bardzo ostrożne, gdyż nadmierny pobór może poskutkować zanieczyszczeniem złóż
słoną wodą i kompletne uniemożliwienie dalszego czerpania!
Dlatego jeśli już wybraliście
jakąś piękną wyspę na najbliższą podróż, to unikajcie najgorętszych miesięcy. I
koniecznie porzućcie swoje europejskie nawyki długiego prysznica i codziennego
prania hotelowych ręczników. Motyle i kwiaty będą Wam wdzięczne!
Ciekawie opisane. Czekam na jeszcze więcej.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! Przygotowuję właśnie pogłębioną analizę tematu, zapraszam!
UsuńWygląda to super. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że przydomowe oczyszczalnie są bardzo fajne ale również i szambo doskonale się sprawdza. Ja mam na wyposażeniu jeszcze specjalną pompę fekalną https://www.dostudni.pl/pompy-fekalne,b70.html więc jeśli jest potrzeba wypompowania to zrobię to szybko.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisany artykuł. Mam nadzieję, że będzie ich więcej.
OdpowiedzUsuńseparator tłuszczu to bardzo istotne rozwiązanie, które powinno znaleźć się w instalacjach kanalizacyjnych obciążonych ściekami zawierającego tłuszcze np. z przetwórstwa spożywczego.
OdpowiedzUsuń